czwartek, 28 grudnia 2017

Radio Moscow - New Beginnings [2017]



Poznałem ich trzy lata temu. Ich poprzednia płyta, Magical Dirt, była jednym z pierwszych albumów opisywanych na tym blogu. Trochę przyszło czekać na krążek kolejny, ale po trzech latach w końcu jest – New Beginnings, piąty album amerykańskiego tria Radio Moscow. Tym razem bez niezbyt jadalnego grzybka na okładce, ale klimat psychodeliczny w oprawie wizualnej nowego wydawnictwa wciąż w pewnym sensie zachowany. Czy jest tytułowy nowy początek? Trudno powiedzieć, bo skład od poprzedniego albumu się nie zmienił, kierunek muzyczny też jakoś nieszczególnie. Czy ma to jakieś znaczenie? W zasadzie nie. Najważniejsze, że panowie znowu wydali kilkadziesiąt minut kapitalnej, rockowej muzyki.

Napisałem, że żaden to nowy początek, ale pewną zmianę w stosunku do poprzedniego wydawnictwa jednak da się usłyszeć. Na Magical Dirt zespół kilka razy zapuszczał się w rejony akustycznego bluesa i generalnie dość często „zdejmował nogę z gazu”. Na New Beginnings jest ciężej, dynamiczniej, a spokojnych numerów ze świecą szukać. Właściwie jedynym wyjątkiem jest przedostatni utwór na płycie – Pick up the Pieces – w którym faktycznie łatwo doszukać się klimatu blues rocka, a i solidny łomot pojawia się w zasadzie dopiero na kilkanaście dosłownie sekund pod koniec kompozycji. Ogólnie można więc stwierdzić, że panowie skręcili lekko w stronę stonera, pozbywając się znacznej części bluesowych naleciałości. Czy na stałe? Trudno powiedzieć. Grunt, że w takiej odsłonie też radzą sobie bardzo dobrze.

Na płycie znajdziemy dziesięć numerów – niezbyt złożonych, trzeba przyznać. Panowie łoją aż miło, czasami pozwalają sobie na instrumentalne odloty, ale nigdy nie tracą na dłużej kontaktu z podłożem. W zasadzie dopiero w zamykającym album sześciominutowym Dreams – zdecydowanie najdłuższej kompozycji w zestawie – trio pozwala sobie na więcej i rozpala instrumenty do czerwoności. Sekcja młóci aż wióry lecą, a lider grupy, Parker Griggs, dwoi się i troi, żeby zadowolić każdego maniaka gitarowego wymiatania w stylu lat 70. A i trochę psychodelii się tu znajdzie – chyba najwięcej ze wszystkich numerów na płycie. Pozostałe utwory to w większości trzy-czterominutowe mocne rockowe kopy. Trochę tu z Cream, trochę z Hendrixa, choć momentami jest to wszystko wymieszane z bezkompromisowością Motӧrhead – generalnie dominuje nieco podrasowana wersja klasycznego brzmienia grup typu power trio z przełomu lat 60. i 70.

W New Beginning, które płytę rozpoczyna, zespół od pierwszej sekundy grzeje mocno i jeńców nie bierze. Jest mocny rytm, jest dynamika, są krótkie fragmenty instrumentalne, w których robi się gorąco, jest w końcu typowy dla Griggsa nieco wrzaskliwy, chropowaty wokal z pogłosem, który w tej mocnej rockowej stylistyce sprawdza się bardzo dobrze. W zasadzie każdy numer jest wiedziony jakimś dość prostym, ale szybko wpadającym w ucho motywem, który nie pozwala przy tej muzyce usiedzieć spokojnie. Ciekawą odmianą po sporym łomocie zafundowanym nam na „dzień dobry” jest krótki instrumentalny numer Woodrose Morning, który też jest dynamiczny, ale tu perkusja w zasadzie ogranicza się do minimum, a sporo przestrzeni zapewnia gitara, która robi nam tu trochę Dzikiego Zachodu. Potem znowu panowie wracają do solidnego, dynamicznego łojenia. Może faktycznie nieco mi brakuje na tej płycie różnorodności, przydałby się jeszcze chociaż z jeden spokojniejszy numer, ale z drugiej strony całość trwa niecałe 40 minut, więc naprawdę nie ma kiedy się tym albumem znudzić.

Parker Griggs chyba w końcu znalazł ekipę, z którą dobrze się dogaduje. Ten skład gra już ze sobą ponad cztery lata i wychodzi to grupie na zdrowie. Panowie są zgrani, brzmią kapitalnie i już widać, że nie zamierzają nagrywać w kółko takich samych płyt. Radio Moscow to zdecydowanie wyróżniająca się formacja na scenie amerykańskiego psychodelicznego ciężkiego retro rocka i oby jeszcze przez wiele lat panowie nagrywali tak dobre płyty. Podejrzewam, że zobaczenie ich na żywo zapewnia jeszcze mocniejsze rockowe doznania, więc zamierzam skorzystać, gdy tylko nadarzy się okazja.

1. New Beginning (4:09)
2. Deceiver (3:56)
3. Woodrose Morning (2:32)
4. Driftin' (2:52)
5. No One Knows When They've Been (4:37)
6. Last to Know (4:58)
7. New Skin (3:03)
8. Pacing (3:46)
9. Pick up the Pieces (3:21)
10. Dreams (5:57)



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

2 komentarze:

  1. Zacne granie ,uwielbiam takie grupy rekonstrukcyjne i podróże w czasie do jądra hard rocka.. a ze swojej strony pragnę polecić rewelacyjną płytę Red Stone Souls - "Mother Sky" która wprasowała mnie w fotel powodując opad szczęki .. może nie jest kalkomania 1:1, aczkolwiek granie z korzeniem zanurzonym w latach 70, w brzmieniu i klimacie ciążąc ku wczesnemu Black Sabbath.Wiem tylko tyle że pochodzą z Detroit i grają od 2012 polecam

    OdpowiedzUsuń